Jest ostatnim w okolicy rzemieślnikiem, który wyrabia drewniane formy na ser lub masło w kształcie baranków. Z różnej wielkości foremek powstają mniejsze lub większe baranki.
Każdą formę pan Dymitr wykonuje ręcznie. „Szesnaście razy trzeba przepuścić przez ręce. Szesnaście razy – co raz, to inne dłutko musi być. Dłubie się z grubsza, potem w rękach się czyści, rzeźbi. Kształt się przycina na piłce” – opowiada. Potrzebne narzędzia to przede wszystkim dziesięć rodzajów dłutek i piłka. Do wycinania kołków dziś służy specjalna drążkarka, dawniej trzeba je było ręcznie strugać heblem. Drążkarka to jedyne unowocześnienie w warsztacie pana Dymitra.
Najodpowiedniejszym drzewem na formy jest lipa, bo jest to drzewo miękkie, łatwe w obróbce. Ponieważ w okolicznych lasach nie ma lip, pan Dymitr kupuje drewno od prywatnych ludzi, u których przy domu lub na polu rosną lipy.
Choć Nowica słynie przede wszystkim z łyżkarstwa, pan Dymitr wyspecjalizował się w drewnianych foremkach, bo tego właśnie nauczył go starszy brat. Było to w czasie, gdy pan Dymitr miał nieco ponad 20 lat i właśnie wyszedł z wojska, a ponieważ była zima i pracy w gospodarstwie było mniej, to brat zajmował się barankami. Pan Dymitr trochę mu pomagał, podpatrywał, a na drugą zimę zaczął już samodzielnie strugać formy.
Do dziś pan Dymitr całą zimę struga, a potem wysyła wyroby do odbiorców. Co ciekawe, choć Nowica słynie z baranków, nikt w okolicy ich nie kupuje i nie używa. Formy wysyła się na zachodnie tereny – do Poznania, Bydgoszczy, Leszna czy Kalisza.
Talent rzemieślniczy przejął po panu Dymitrze jego syn Piotr. Razem pracują w warsztacie, znajdującym się w ich dawnym domu. Jednak syn, mimo że czasem pomaga ojcu przy barankach, wytwarza głównie drewniane łyżki i kopystki, w dodatku maszynowo, czego pan Dymitr nie uznaje.
Ojciec i syn jeżdżą wspólnie na pokazy do Nowego Sącza i Ropy, gdzie działa organizacja „Beskid Zielony”. Pan Dymitr nie należy jednak do żadnej organizacji, mówi, że nie ma na to czasu ani chęci.
oprac. Anna Kurpiel, 2009 r.