Barbara Kowalczyk robi pająki z materiału i kwiaty z bibuły od dziecka. Nauczyła się tego w rodzinnym domu. Mama umiała. „I szydełko, i druty to u nas było na codziennym porządku. A takie [pająki] (…) to jak jedna trzymała z tego końca, a druga z tego końca, to wtedy te niteczki można było tak leciutko odkładać i równo były. To mama nas brała do pomocy, żeby to sama nie robiła i tym sposobem się szybciej zrobiło. Jak było wyprężone, to te nitki fajnie na bok odskakiwały, a jak było tak samemu, po trochę się skubało, to już nie wychodziło takie fajne. No też wyszło, ale trzeba było dłużej robić.” Tradycją w jej domu było robienie pająków na święta Bożego Narodzenia. Zazwyczaj robiono je z białego materiału, zdobiono kolorowymi bombkami i wieszano w kuchni nad stołem.
Barbara Kowalczyk pająki robi głównie z materiału: „U nas to nazywają musielin, te pajączki, co tu wisi. To trzeba ciąć takie wstążki drobne i potem to z tych nitek postrzępić na boki, pozwijać, tak jak sznurek się zwija, żeby się puszyste zrobiło. Boczne są nici postrzępione i potem z nich frędzelki robione. (…) pracochłonnej i takiej delikatnej roboty to jest. (…) Nożyczkami wszystko, żeby końcówki były równe i się nie kudłaciły. Trzeba te nitki równo poukładać, żeby to pomponiki wysnuwać. Można troszkę grzebieniem poszczotkować, żeby proste były, ale zawsze lepiej, jak się tę nitkę równo ułoży.”
Mama pani Barbary nauczyła ją także robić ‘pióra’ – kwiaty z bibuły w drewnianych pniaczkach, „owinięte bibułką dookoła z kokardką i to się nazywało, że jest paradne”. Robiono je na święta Bożego Narodzenia, ściągano na Wielki Post i przechowywano do Wielkanocy: „Jak kto miał gdzie trzymać, dobrze pozawijał, no to jeszcze był papier fajny, a jak bardzo blade były, to na Wielkanoc od początku było. Taka była tradycja we wsi, że urok był w tym, że trzeba ubrać figurkę. Koło krzyżyków takie wianuszki się robiło”.
Według pomysłu Barbary Kowalczyk powstają pająki ze słomy, a także pająki z makówek. Pani Barbara nawleka zielone makówki na nitkę i lakieruje bezbarwnym lakierem. Mówi, że suchych nawlec się nie da, bo się rozsypują. Pani Barbara wyrabia także bukieciki, wisioreczki ze słomy. Ich wykonanie jest czasochłonne, gdyż słoma zwijana jest ręcznie: „To jest słoma, najlepiej nadaje się z pszenżyta, bo ona jest taka trochę miększa. Owsiana też się nadaje, ale jak się trafi zaś taka bardzo cienka. Owsiana jest żółciejsza, ale jest zaś bieda kółko uzwijać, bo się robi taka miękka strasznie. Słomę trzeba na nożyczkach wyprosić, żeby była okrągła”. Potem pani Barbara zwija z nich kółka, związuje nitką i umieszcza na drucikach.
Barbara Kowalczyk mówi, że lubi prace ręczne, bo podczas nich wypoczywa: „Przy tym, jakby tam nerwy były, to nic nie zrobi. Trzeba pogodzić się z tym, że to pomału robota idzie. No i tym sposobem lepiej przybywa. Nie wyjdzie jedno kółko, zwija się drugie (…). Jak się czuje chęć do tego i zamiłowanie w takiej robocie, no to nie ma problemu. Siedzi się nieraz tydzień i parę kółeczek się uzwija (…). Dokiela paluszki zdatne, oko dobrze patrzy, to mnie to cieszy”.
Wyroby pani Barbary Kowalczyk – pająki ze słomy i kolorowej bibuły – można oglądać w Orawskim Parku Etnograficznym.
oprac. Anna Dębicka, 2009 r.