Pan Alfons zajmował się nietypowym zajęciem. Konstruował z drewna przydomowe młyny wiatrowe, które w latach 50. stawiali sobie bogatsi gospodarze. Dziś nikt już nie miele mąki w młynach, więc pan Alfons zajmuje się konserwacją zniszczonych wiatraków. Chce zrobić jeszcze tylko ostatni wiatrak dla siebie, na pamiątkę.
Rzemiosła nauczył się od sąsiada. Nie ma własnej pracowni, ponieważ wiatraki stawiało się od razu przy domu. Gospodarz zamawiający wiatrak musiał mieć już upatrzone miejsce, nie za blisko domu, bo przy zabudowaniach nie ma wiatru. Budowę wiatraku rozpoczynało się od wkopania w ziemię na metr głęboko czterech słupów, wcześniej wyciosanych siekierą i toporem. Słupy musiały być sosnowe, bo sosna długo wytrzymuje w ziemi. Z czasem, w miarę postępu technicznego, słupy zalewano betonem – wtedy były jeszcze bardziej wytrzymałe. Na słupach stawiano budę w kształcie wagonu i przykrywano ją półokrągłym dachem.
Na zewnątrz wiatraka znajdowało się koło, złożone z ośmiu śpiech, z których odchodziły dwadzieścia cztery pióra, wszystkie przybite pod kątem, żeby koło kręciło się w prawą stronę. Wewnątrz budy znajdował się słup i kamienie. Do poszczególnych elementów wiatraka używało się różnych rodzajów drewna, a kamienie młyńskie kupowało na jarmarku w Gorlicach, od kamieniarzy z Bartnego. Podstawowymi narzędziami, używanymi w tym fachu, były piła, siekiera, ośnik i dłuto. Obecnie piłę ręczną zastępuje cyrkularka i piła motorowa.
Pan Alfons żałuje, że postawione niegdyś przez niego wiatraki niszczeją i gniją. Na szczęście jeden z młynów pana Alfonsa zostanie wkrótce przeniesiony do Bielanki, gdzie będzie go można podziwiać.
oprac. Anna Kurpiel, 2009 r.