Co jest w rzemiośle najważniejsze? Zdaniem pani Anieli – ręce i umysł. Aby tworzyć trzeba niewiele, wystarczą źdźbła jęczmienia, pszenicy, żyta i owsa. I oczywiście – pomysł. Zainteresowanie rzemiosłem rozpoczęło się u niej już w dzieciństwie. Przyglądała się pracy ojca, który wykonywał na zamówienie słomkowe kapelusze. Razem z siostrą zaczęły uczyć się podstaw sztuki plecionkarskiej: już wtedy dowiedziały się między innymi, że zboże na słomę trzeba zżynać wtedy, gdy jest świeże i żółciutkie, a po ścięciu kłosy należy równo poukładać, aby się rozprostowały.
Intensywniej skupiła się na tym zajęciu, gdy opuściła rodzinną Michalczową i zamieszkała wraz z mężem w Iwkowej. Pierwsze prace – wieńce dożynkowe – powstały na prośbę proboszcza. Do wykonania wieńca potrzebna była dykta, z której wycinało się kształt. Nad formą wieńca pani Aniela zastanawiała się zawsze z mężem, starali się, by co roku był inny. Ostatni wieniec powstał krótko przed śmiercią męża artystki, przy okazji pielgrzymki do Częstochowy.
Powstawanie monstrancji było długotrwałym i skomplikowanym procesem. Pierwszy rząd tworzyło się z jęczmienia, którego źdźbła były najdłuższe, kolejny z żyta, trzeci z pszenicy wąsatki, a czwarty – z pszenicy bez wąsów. Ponieważ monstrancja były podwójna, identyczna z obu stron, trzeba było wyciąć dwa kółka i wyplatać dookoła nich. W środek wkładało się monstrancję kupowaną w sklepie.
W domu pani Anieli można znaleźć plecione pisanki i wiszące na ścianie tacki. Te pierwsze wykonano z kurzych i kaczych jajek, które należało najpierw wydmuchać, potem dobrze wysuszyć, a następnie oblać woskiem i pokryć dowolnym kolorem. Na tak powstałą wydmuszkę naklejało się przygotowane wcześniej słomki.
Pani Aniela przez wiele lat należała do Koła Gospodyń Wiejskich. Brała udział w konkursach i odnosiła sukcesy – została wyróżniona w konkursie „Sztuka ludowa województwa tarnowskiego”. Dziś już nie zajmuje się wyplataniem, chętnie jednak dzieli się swoją wiedzą.