Pan Jacek Włodarczyk, jak sam mówi, od ponad trzydziestu lat „siłuje się z żelazem”. W tym fachu nie ma dla niego tajemnic. W dziedzinie kowalstwa artystycznego jest w stanie podjąć się każdego zadania.
Od najmłodszych lat interesowało go żelazo, obróbka, możliwości praktycznego zastosowania metalu, ale na tym nie kończyły się jego zainteresowania. Był również uzdolniony plastycznie. Dzięki swojemu nauczycielowi plastyki już w podstawówce nauczył się ciekawości i zamiłowania do sztuki. W metalu pociągała go, przecież nie tak oczywista - plastyczność, możliwość kształtowania rozgrzanego do czerwoności żelaza i poprzez nadawanie mu formy, poszukiwania artystycznego wyrazu. Podczas nauki w technikum mechanicznym pracował dorywczo w zakładzie ślusarskim Mariana Jarno. Pod okiem mistrza, wywodzącego się z rzemieślniczej rodziny, doskonalił swoje umiejętności.
W połowie lat 70-tych miał już swój własny warsztat. Zajmował się głównie ślusarstwem i metaloplastyką. Jak mówi pan Jacek - nie było łatwo iść „na swoje”, warunki były spartańskie - warsztat mieścił się w zwykłej szopie, a materiałów do produkcji było jak na lekarstwo, narzędzi zresztą też brakowało. Trzeba było sobie jakoś radzić. Jeździł więc po okolicznych wsiach i odkupował to, co pozostało po dawnych zakładach kowalskich. Kuźnie, które przez lata były nieodłączną częścią krajobrazu, powoli znikały, a wraz z nimi ludzie, którzy znali się na tej robocie. Poszukiwał takich, którzy gdzieś się jeszcze ostali, wypytywał o tradycyjną technologię, pogłębiał wiedzę.
Po paru latach wraz ze swoim wspólnikiem zbudował mały zakład w Żuradzie, w którym pracuje do dziś. Po piętnastu latach praktyki, choć nie bez obaw, zdecydował się nazwać swój warsztat „Zakładem Kowalstwa Artystycznego”. W pracowni pana Jacka tradycja miesza się z nowoczesnością. Po jednej stronie kuźni stoi węglowe palenisko, rzędy młotków i młotów, kleszcze, a pośrodku kowadło, takie jak dawniej w każdej kuźni. Po drugiej stronie znajduje się gazowy piec do rozgrzewania metalu i wielki pneumatyczny młot do kucia stali. W powietrzu unosi się kurz i zapach rozgrzanego żelaza. Powstają tutaj, robione na zamówienie, nietypowe, finezyjne, ręcznie kute balustrady, ogrodzenia, kraty, bramy, czyli to, co pracownia produkuje na co dzień.
Wystarczy jednak zajrzeć do biura pana Jacka, żeby przekonać się, że ten chłop jak dąb z rękami, które „ nie nadają się do fortepianu”, ma niezwykłą zdolność do przemieniania byle kawałka żelastwa w dzieła sztuki, a jego wyobraźnia nie zna granic. Pomieszczenie wypełnione jest rzeźbami, płaskorzeźbami, instalacjami różnych rodzajów i kształtów. Niektóre ciężkie, toporne, wręcz prymitywne formy sąsiadują z pracami zupełnie odmiennymi, lekkimi, wysublimowanymi, wykonanymi z wielką precyzją i kunsztem. Ale to już najlepiej zobaczyć samemu.
Prace pana Jacka można oglądać nie tylko w jego biurze, ale również w małej galeryjce w centrum Olkusza, przy ulicy Kazimierza Wielkiego 11. Eksponowane są też wyroby innych rękodzielników z okolicy. Jacek Włodarczyk jest również założycielem stowarzyszenia „Pozytywnie Zakręceni Rękodzielnicy”, które zrzesza i promuje rękodzielników z okolic Olkusza.
Chętnie prowadzi pokazy tradycyjnego kucia.
Oprac: Jakub Włodek