Pan Roman zajmuje się snycerstwem, a więc rzeźbieniem przedmiotów w drewnie i ich ozdabianiem. Wśród prac pana Romana przeważają przeważają mniejsze wyroby. Ich formy są bardzo zróżnicowane, a cechą charakterystyczną jest obecność obłych, toczonych elementów.
Największą popularnością cieszą się chochle, zwane też nalewkami, którymi jako pierwsi zainteresowali się sąsiedzi ze Wschodu: wykorzystywali je do polewania kamieni w saunie. Z dużym zainteresowaniem spotykają się też piękne maślnice z drewna czereśniowego, a także różnego rodzaju pojemniki z przykrywką, kubki, wazony, moździerze. W warsztacie pana Romana powstają także niecki, w których dawniej gospodynie wyrabiały ciasto chlebowe – dodawały i mieszały potrzebne produkty, formowały ciasto i na specjalnej, okrągłej łopacie wkładały do nagrzanego pieca. Dzisiaj niecki mogą służyć rozmaitym celom, najlepiej jednak sprawdzają się w roli półmisków na potrawy. Panu Romanowi zdarza się też pracować na specjalne zamówienie, wykonał m.in. kielichy pokrywane patyną oraz kręcone nogi stołu – co przy środkach dostępnych w latach 80. stanowiło nie lada wyzwanie.
Najlepszym surowcem jest drewno liściaste, zwłaszcza lipa, ale dobrze obrabia się również osikę, czereśnię, topolę, buk, jesion czy jawor. Materiał można zdobyć w nadleśnictwie lub u osób prywatnych, a przed obróbką należy suszyć przynajmniej dwa lata. Odpowiednią wilgotność można sprawdzić poprzez ważenie, a doświadczony rzemieślnik rozpozna dobrze przygotowane drewno również po zapachu i dotyku.
Każda z rzeczy, które powstają w warsztacie pana Romana, musi początkowo przejść obróbkę ręczną – kawałek drewna przecina się piłą, aby nadać mu wstępną formę. Podczas kolejnych etapów stosuje się prace ręczne i maszynowe – od nadania przybliżonego kształtu aż do obrabiania poszczególnych elementów. Gotowe wyroby są następnie ozdabiane, dawniej głównie poprzez inkrustowanie metalem, dziś częściej poprzez wypalanie. Przedmioty wykonane z drewna czereśniowego są dodatkowo napuszczane olejem jadalnym, co podkreśla ich wyjątkowy kolor i rysunek słojów drewna.
Pan Roman pochodzi z rodziny Łemków, w której umiejętności stolarskie i zdolności manualne były przekazywane z pokolenia na pokolenie. Od dziecka podpatrywał pracę taty na tokarce, wspólnie obmyślali różnego rodzaju mechanizmy, m.in. zamontowali dwie tamy i koło młyńskie na małym potoku przypływającym koło domu, które poruszały wodę i wytwarzały prąd. Te umiejętności przydają się panu Romanowi do dziś, wszystkie maszyny w jego warsztacie skonstruował sam – noże, tokarkę, frezarkę. Swoją wiedzę przekazał dzieciom i wnukom: syn zajmuje się wykańczaniem wnętrz, córka decoupagem, wnuczka wygrywa konkursy plastyczne.
Dawniej działalność rzemieślnicza była dla pana Romana jednym z głównych źródeł utrzymania, uzupełniała dochody z roli oraz z gospodarstwa agroturystycznego. W tamtym okresie państwo Bodakowie często jeździli na targi do Poznania, do Krakowa na Cepeliadę czy do skansenu w Sanoku, mieli zamówienia z zagranicy, np. Z Niemiec, na inkrustowane talerze. Jednak w latach 80. rzemiosło przestało być opłacalnym zajęciem, trzeba było zająć się usługami budowlanymi, pracami wykończeniowymi. Na szczęście popyt na drewniane przedmioty użytkowe powrócił i dzisiaj pan Roman ma stałe zamówienia. Dostaje również zaproszenia do Szymbarku, Piwnicznej, Nowego Sącza, jeździ na Watrę do Zdyni czy na Święto Malowanej Chaty w Zalipiu. Ma na swoim koncie wiele nagród, pierwszą z nich zdobył już w wieku 17 lat.