Pan Marian Mółka mieszka w Nowym Sączu. Urodził się w Zabełczu w 1942 roku. Jest rzeźbiarzem wykonuje głównie świątki, sceny rodzajowe oraz wielokrotnie nagradzane i cieszące się wielką popularnością zabawki z drewna.
To, po prostu w człowieku drzemie. To trochę jest tak, że jak piwosza ciągnie do piwa, palacza do papierosa, tak twórcę ciągnie do tworzenia. Czasem jest taka potrzeba, żeby wziąć, to dłuto, siekierę czy piłę i dłubać - mówi pan Marian – tylko czasem niestety żona nie pozwala – dodaje z uśmiechem pan Mółka. Pani Mółka nie pozostaje na te słowa obojętna - Żeby pan widział, jak dzieci były małe, to te wióry wszędzie były! Nawet w zupie mlecznej pływały!
Pan Marian zaczął rzeźbić na początku lat osiemdziesiątych, zanim dorobił się skromnego warsztaciku w piwnicy bloku, w którym mieszka, rzeźbił w kuchni. I do dzisiaj czasem mu się to zdarza, kiedy nie chce mu się schodzić do piwnicy. Pracowni nie pozwala zobaczyć, w ogóle nikogo tam nie wpuszcza, to jego i tylko jego królestwo.
Pan Mółka nie kończył żadnych szkół artystycznych. W domu nie było tradycji rzemiosła artystycznego. Nie terminował u żadnego mistrza. Zresztą uważa, że jeśli, ktoś się od mistrza uczy, to często cięcia, które wykonuje nie są jego własnymi cięciami, lecz właśnie tymi, które starał się naśladować podglądając ruchy ręki majstra. Pan Marian jest samoukiem i stworzył swój własny oryginalny styl, sam mówi o sobie, że jest artystą tworzącym w nurcie sztuki naiwnej.
Zawsze interesowała go sztuka, już od małego lubił rysować i malować, ale to nie były jakieś poważne próby. Z chęcią odwiedzał wystawy, starał się żadnej w Nowym Sączy nie opuszczać. Pasjonowało go malarstwo Walczyńskiego i Szafrana, którzy w swoich dziełach zatrzymali obraz znikającego świata, dzieciństwa pana Mariana. Pasjonowało go to, co przeminęło, to ze kiedyś był tu młyn, tam droga, dom, czy most, a teraz nie ma.
Pan Marian bardzo chętnie bierze udział w imprezach, jarmarkach i festiwalach, jest wszędzie tam, gdzie coś się dzieje, gdzie może zaprezentować swoją sztukę. Można go spotkać zarówno na dużych imprezach „branżowych”, takich jak Targi Sztuki Ludowej w Kazimierzu Dolnym czy w Krakowie, jak i na mniejszych lokalnych. Ostatnio był, na przykład na pikniku średniowiecznym w Dębnie, który towarzyszył turniejowi rycerskiemu. Mówi, ze jeżdżąc na tego typu imprezy łączy przyjemne z pożytecznym, bo lubi zwiedzać nowe miejsca i zjawiać się, gdzie jeszcze nie był, a w Dębna nie widział, to pojechał i zobaczył. Po za tym nie ukrywa, po prostu ludzie do niego dzwonią, żeby zaszczycił swoją obecnością organizowaną imprezę. Albo czasem sam zadzwoni i mówi, że chętnie by przyjechał, jeśli w jakimś miejscu, gdzie jeszcze nie był dzieje się coś ciekawego. Pokonywanie przestrzeni jest, jednak co raz bardziej męczące – mówi i dodaje, że chęci są, ale nie zawsze może się zjawić tam, gdzie by chciał i tam, gdzie go zapraszają. Jednak jeśli, już gdzieś jedzie, to zawsze stara się w dane miejsce przywieźć, nie tylko to, co przygotowuje na co dzień, ale i unikalne rzeźby i zabawki związane i inspirowane sztuką ludową oraz folklorem regionu, do którego się wybiera.
To nie są tłuste lata dla sztuki – twierdzi pan Marian - nie oszukujmy się. A twórca musi naprawdę się postarać, żeby zostać zauważonym i docenionym. Musi być żywym konsulem, ambasadorem swojej sprawy i sztuki, nie może się „chować za sztalugą”, powinien wyjść do ludzi, bo ludzie są ciekawi, pytają, oglądają, chcą wiedzieć, jak to jest zrobione i skąd, to się wzięło – mówi. Nie można się też wstydzić, tego co się robi ani zrażać się tym, że coś się nie sprzeda albo ktoś przejdzie i pogardliwie rzuci - „ja też tak potrafię”.
Trzeba się inspirować otoczeniem, przyglądać się, podziwiać świat. Czerpać z bogactwa tradycji i kultury swojego regionu, swojego miejsca na świecie, a nie oglądać się na to co jest gdzie indziej, na to co odległe. Tworzyć zgodnie z przyrodą i z porami roku. Czasami przecież stworzony przez przyrodę kawałek drewna sam sugeruje twórcy, co powinno z niego powstać. Ponadto ważne jest, żeby każda rzeźba, czy zabawka była unikatowa, nie ma sensu tworzyć serii, kopiować, bo to się może i twórcy i ludziom znudzić. I nie chałturzyć! Bo jak człowiek chałturzy, to mu bardziej pieniądz w głowie i na sztukę już czasu nie starcza – mówi pan Mółka.
Rzeźby pana Mariana są kolorowe i miłe dla oka. Są wśród nich świątki, kapliczki, piety, anioły, diabły – które nie wydają się zanadto straszne – ale jak mówi autor – to poważna sprawa i z tymi diabłami, może nie tak strasznymi i tak trzeba uważać. Tworzy też szopki, madonny, scenki rodzajowe oraz rzeźby inspirowane historią i jej bohaterami (np. rzeźba Bartosza Głowackiego), portretuje także sądeckich żydów. Ponadto pan Marian tworzy drewniane zabawki dla dzieci oraz kolorowe figurki ptaków, których świat od lat niezmiennie go fascynuje.
Pan Marian Mółka z chęcią poprowadzi warsztaty i zaprezentuje swoje dzieła. Z pasją opowie o swojej sztuce i jej filozofii. Należy do Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Nowym Sączu. Można go spotkać na Targach Sztuki Ludowej w Kazimierzu Dolnym i Krakowie oraz na Sabałowych Bajaniach. W 2011 roku reprezentował Polskę na Międzynarodowym Festiwalu Sztuki i Rzemiosła Khutzot Hayotzer w Jerozolimie. W 2010 roku zdobył pierwsze miejsce na konkursie Zabawka Przyjazna Dzieciom organizowanym przez Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach za „sądeckie Klekoty”, a w roku 2012 jego seria zabawek „Zaułek Kuźnice – świat dawny Nowego Sącza” otrzymał wyróżnienie.
oprac. Jakub Włodek, 2013 r.