Pan Franciszek Jędrocha rzeźbi, tak jak rzeźbił jego ojciec – Józef Jędrocha (1916-2000) i jego dziadek. Rzeźby ojca pana Franciszka, znane są na całym świecie, pan Jędrocha wspomina z rozrzewnieniem lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte, kiedy to do ich domu przyjeżdżali tłumnie kolekcjonerzy z Polski i z zagranicy, kiedy rzeźby zamawiała Cepelia, i w ogóle ludzie jakoś bardziej się tymi rzeźbami interesowali. Sam zaczął rzeźbić późno, bo pod koniec lat dziewięćdziesiątych i raczej o zarobku na rzeźbach mógł zapomnieć, więc traktuje to jako hobby.
Na pytanie, skąd się wzięło takie zamiłowanie do rzeźbienia z rodzinie, odpowiada - Dziadek opowiadał, że jak jeszcze mieszkał w Łętowni i młody był, to nieopodal był taki sąsiad. Stary bardzo człowiek. Nikt już nie pamiętał, kiedy się urodził, ani nie wiedział ile ma lat. Żył w zrujnowanej chacie, niedowidział już, nie słyszał, a rzeźbił i to po mistrzowsku, i on tego dziada podpatrywał i tak się sam za to chwycił.
Pan Franciszek pochodzi stąd, a dokładniej z Łętowni, sąsiedniej wioski, ale większość życia spędził tu w Tokarni. Rzeźbić zaczął późno bo dopiero w wieku pięćdziesięciu ośmiu lat.
Mnie to na początku nie interesowało, owszem podobało i się to, co ojciec robi, ale sam nie próbowałem chwytać za dłuto. Ojciec jak już był stary, to zawsze powtarzał - chyć się za to, bo jak ja umrę, to komu będzie to robić – i tak jakoś, to do mnie dotarło i zacząłem, bo jak nie ja, to nikt by się tym nie zainteresował - opowiada.
Pan Jędrocha rzeźbi przede wszystkim sceny rodzajowe, sceny z życia codziennego wsi, stara się w swoich rzeźbach odtworzyć świat, który przeminął, by go ocalić od zapomnienia; Jak to z weselem na wozie do kościoła kiedyś jechali. A to, jak się pole broną ciągniętą przez konia kiedyś orało. Kosyniera z kosą co łąkę kosi. Albo jak kolędnicy poprzebierani po kolędzie, jak dawniej, po wiosce chodzili. A także obrzędy, które towarzyszyły ludziom od pokoleń i dotyczyły każdego od chrzcin po pogrzeb. Rzeźbi też koniki, jeźdźców, od czasu do czasu świątki, na przykład świętego Jerzego, co na koniu walczy ze smokiem.
Za parę lat to ludzie zapomną jak to było... Więc się rzeźbi, może ktoś, kiedyś to zobaczy i zatęskni - dodaje.
Pan Franciszek rzeźbi jak go „weźmie”, znaczy się, kiedy natchnienie ma, bo to jest konieczne. Ale jeszcze ważniejsze jest mieć wyobraźnię. „Mieć w oczach, jak strugać”, żeby sobie to w głowie poukładać jak ten konik, czy człowiek ma wyglądać, jak zacząć, gdzie dłutem pracować mniej, gdzie dłubać bardziej. Swoje rzeźby wykonuje głównie z lipy, bo jest ona łatwa w obróbce. Następnie maluje je farbą emulsyjna i pokrywa bezbarwnym lakierem, żeby dzieło zabezpieczyć. Zrobienie takiego pojedynczego konika zajmuje około dnia, czasem dłużej, bardziej skomplikowana scenka nawet tydzień, ale pan Franciszek ma teraz sporo czasu, więc się nigdzie nie spieszy.
oprac. Jakub Włodek, 2013 r.