Pani Anna Mieszka w Beskidzie Niskim, we wsi Krzywa, 25 kilometrów na południowy wschód od Gorlic. Tworzy tradycyjne łemkowskie ozdoby – krywulki. Fantastycznie gotuje według tradycyjnych łemkowskich przepisów.
Na początku mieliśmy problem, jak nazwać fach pani Anny. Ona sama mówi, że jest „krywulczarką”. Ale przecież takie słowo nie istnieje, zresztą „krywulki” też daremnie szukać w słowniku! W ogóle w języku polskim brak jest określeń związanych z tym zajęciem. Formalnie rzec biorąc, nie znajdziemy w słowniku języka polskiego słowa „krywulczarka”, ale znając panią Anne, wkrótce się tam pojawi. Pani Dobrowolska zadała sobie wiele trudu i skonsultowała się językoznawcami z Uniwersytetu Jagiellońskiego, a profesorowie potwierdzili językową poprawność „krywulczarki” i „krywulkarstwa”.
Krywulka jest to tradycyjna ozdoba wykonywana z drobnych, szklanych koralików o średnicy do 2 mm nawlekanych na nitkę, tworzących ażurową, misterną całość. Rozpowszechniona wśród rusińskich górali zamieszkujących wschodnią cześć łuku Karpat, czyli od Łemkowszczyzny na zachodzie po Huculszczyznę na wschodzie. Kruwulki wykonywały panny i panie na własny użytek, nigdy na sprzedaż (stąd może też brak „fachowej” terminologii, a może, to kwestia trudnej, powojennej historii tego regionu). Krywulka składa się z trzech części. Pierwsza, znajdująca się najbliżej szyi, ma około 2 centymetrów szerokości i nosi nazwę „krajka”. Druga, najszersza i najbardziej zdobna, ma od 10 do 40 centymetrów a nazywana jest „połotence”. Trzecia i ostatnia, która stanowi wykończenie, zwana jest „gondoczok”. Krywulka była wyznacznikiem statusu społecznego i majątkowego. Im bogatsza krywulka, im szersze „połotence”, tym bardziej poważana i posażna była pani lub panna, która ją nosiła. Koraliki, za pośrednictwem handlarzy, docierały tutaj z rejonu dzisiejszych Czech. Rodzina Pani Anni pochodzi ze wschodniej Łemkowszczyzny, okolic Komańczy. Wykonywanie krywulek jest rodzinną tradycją, trwającą od przynajmniej 4 pokoleń.
Babcia Pani Anny – Maria Jurczak - mieszkała w Wisłoku Wielkim. Jesienią 1947 roku została, wraz zresztą ludności, zmuszona do wyjazdu z rodzinnej wsi i przesiedlona na Mazury, w okolice Mrągowa. Pomimo że Łemkowie po akcji wysiedleńczej zostali rozproszeni i odcięci od „korzeni” rodzina pani Anny zachowała tożsamość i tradycje, w tym tradycje tworzenia krywulek. Do „domu” wrócili dopiero w 1975 roku, ale już nie swojego, bo z ich domu nic nie zostało. Mama pani Anny – Maria Huk – zamieszkała w Komańczy i kultywowała rodzinna tradycje.
„U nas w domu, nie ma tak, że się siedzi przy kawie, czy herbacie i patrzy w telewizor. Zawsze trzeba mieć zajęte ręce i się rozmawia. A ręce przeważnie zajmuje się albo jakąś robótką albo krywulką właśnie” mówi pani Ania. Ręce pani Ani były raczej zajęte tym pierwszym, bo do krywulek nie bardzo ją ciągnęło. „Oczy tylko psujesz. Po co Ci to?” mówiła do mamy, która nawlekała kolejne drobniutkie koraliki na nitkę. I któregoś dnia, pani Anna idąc w odwiedziny do matki zapomniała swojej robótki, a przecież w domu, tak z pustymi rękami siedzieć nie wypada. To też nie miała wyboru i musiała pomóc matce przy krywulce. I odtąd „Sama sobie oczy psuje i tylko okulary zmienia”. To było jakieś 8 lat temu.
Pani Dobrowolska tworzy krywulki zwane krywulkami Komanieckimi, czyli charakterystyczne dla rejonu, skąd pochodzi jej rodzina. Ale nie tylko powiela wzory, które są przekazywane z pokolenia na pokolenie, również poszukuje nowych. Często inspiruje się łemkowskim haftem krzyżykowym. Poszukuje również inspiracji w ukraińskich i rosyjskich książkach i narzeka, że w polskiej literaturze ciężko cokolwiek znaleźć na temat tych ciekawych ozdób. Wie, co mówi, bo przeszperała niejedną bibliotekę w poszukiwaniu literatury tematu.
Ponadto pani Anna jest wyśmienitą kucharką. Jej specjalnością jest oczywiście tradycyjna kuchnia łemkowska. Gotuje według przepisów przekazywanych sobie w rodzinie od lat. Ostatnimi czasy pracuje nad rekonstrukcją ludowego stroju Komanieckiego, zdobyła nawet oryginalny łajbyk (gorset), który stara się skopiować.
Jest osobą bardzo energiczną i mówi, że jak coś sobie wymyśli, to dopnie swego. Jest prezesem Stowarzyszenia Rozwoju Sołectwa Krzywa, które powołano, by wyrównać szanse młodzieży wiejskiej z tego regionu z dziećmi z miasta i żeby promować i rozwijać, ten po PGR-owski, zapomniany obszar. Dzieciaki od najmłodszych lat chodzą na lekcje angielskiego oraz zajęcia pozalekcyjne, a jednym z pierwszych osiągnięć SRSK była komputeryzacja szkoły podstawowej w Krzywej. Dzięki Stowarzyszeniu dookoła Krzywej, Wołowca i Jasionki, powstało 100 kilometrów tras biegowych, ostatnio trenowała tam nawet reprezentacja Polski. Po sezonie trasy są idealne na wycieczki piesze, rowerowe albo konne. Powstała dzięki temu baza noclegowa. Odpocząć od zgiełku i pośpiechu można w prywatnych pokojach, udostępnianych przez gospodarzy albo w gospodarstwach agroturystycznych. Stowarzyszenie funduje stypendia dla młodzieży, która postanowiła kontynuować naukę na studiach. Dofinansowuje także zespół taneczny, i to nie tańca tradycyjnego, a nowoczesnego właśnie, bo to dzieciaki bardziej interesuje. Stowarzyszenie dba też o pamięć o historii i kulturze tej krainy, realizowało projekty „Krótkie spodnie mojego dziadka”, „Miejsca, których już niema”, dzięki, którym skompletowano imponującą kolekcję historycznych zdjęć i wspomnień. Od paru lat Stowarzyszenie jest organizacją pożytku publicznego.
Pani Ania chętnie poprowadzi warsztaty, chociaż zaznacza, ze do tej sztuki potrzeba wiele cierpliwości. Z chęcią podzieli się swoją wiedzą i zbiorami pasjonata regionu.
oprac. Jakub Włodek, 2013